Steven Seagal i ja

Oczekując na trening z hollywoodzką gwiazdą Stevenem Seagalem zostałam poproszona, jako jedna z kilku osób, o udzielenie krótkiego wywiadu dla radia. Padło w nim pytanie:, „Czego oczekuję od treningu ze Stevenem Seagalem”. No właśnie. Tu zastanowiłam się głęboko, ponieważ odpowiedź nie była oczywista. Bo czego powinno się oczekiwać po spotkaniu ze znanym aktorem hollywoodzkim? Pierwszą myślą, jaka mi się nasunęła to taka, że należałoby liczyć na to, że w ogóle przyjdzie i nie odwoła spotkania. A co do reszty – chyba należy zdać się na przebieg wydarzeń.

Jako że spotkanie miało mieć charakter treningu aikido, z przyjemnością skonstatowałam, że odbyło się jak na trening przystało. Pominę tu wszelkie komentarze na temat spóźnienia czy mało istotnych okoliczności towarzyszących, ponieważ istotniejsze wydaje mi się przedstawienie mojego ogólnego wrażenia ze spotkania. Tak, więc nadwątlona różnorodnymi doniesieniami i pokazami reputacja samego Stevena Seagala jako mistrza aikido znacznie poprawiła się w moich oczach. Okazało się, bowiem, że oprócz strzelania, którego obecnie jest mistrzem w swoich filmach, nie zarzucił całkowicie praktyki nauczycielskiej i potrafi poprowadzić całkiem konkretny, składny i treściwy trening.

Ponieważ hołduję coraz rzadziej dzisiaj niestety spotykanej zasadzie, że od każdego można się czegoś nauczyć, a idąc na trening należy starać się podążać za wskazówkami prowadzącego nauczyciela pozostawiając swoje przyzwyczajenia i ego poza matą, starałam się z treningu Seagala wziąć maksymalnie dużo i najlepiej jak potrafię odtwarzać pokazywane przez niego techniki. Nie było to proste choćby z tego powodu, że istnieje między nami znaczna różnica wagi i wzrostu, co każdą technikę czyni właściwą tylko jednej osobie, ale idea była na tyle uniwersalna, że sposób wykonania można było dopasować do swoich warunków fizycznych bez uszczerbku dla kształtu i istoty techniki. Prezentowane techniki były oczywiście z gatunku „bojowych – filmowych”, ale bazowały na podstawowych zasadach aikido i odniosłam wrażenie, że niejako urealniły, czy może lepiej uzasadniły słuszność ćwiczenia podstaw. Na koniec Steven Seagal udzielił odpowiedzi na kilka pytań, które wynikły z treningu i ogólnych doświadczeń ćwiczących i zrobił to w przyjemny, bezpretensjonalny sposób, czym też zyskał w moich oczach. I w zasadzie to było chyba właśnie to, czego oczekiwałam po tym spotkaniu – treningu: nauki, bezpretensjonalności i uczucia, że magegwiazda zza oceanu jest po prostu człowiekiem, który ma swoje wady i zalety, a dzięki pasji życia potrafi być jednocześnie i na piedestale i wśród zwykłych uczniów podążających za myślą O’Sensei.

autor: Agnieszka Potok

Przejdź do treści